poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział 1


               Obudziłam się bladym świtem . Wierciłam się w łóżku , układając się co chwila w innej pozycji. Mocno zacisnęłam powieki, ale nic nie pomogło. W żaden sposób nie zdołałam zasnąć na nowo, nawet jeżeli w domu panowała całkowita cisza. Tylko gdzieś z oddali słychać było dźwięki ruchu ulicznego.                                                                                         
                Dałam więc sobie spokój i wstałam. Skierowałam się do łazienki. Weszłam i z trzaskiem zamknęłam szklane drzwi kabiny. Po umyciu włosów nałożyłam nawet odżywkę na co zwykle nie starczało mi czasu. Jednak żaden preparat do włosów poza farbą nie zmienią faktu, że mam włosy koloru blond. I to nie jakiś ładny, np. złoty, tylko jakiś nijaki podchodzący pod... rudy! Prawdziwy dramat.
                Po umyciu się oraz odbyciu reszty porannej toalety założyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy, które znalazłam wczoraj w szafie. Następnie skierowałam swoje kroki do kuchni. Jak zawsze wybrałam płatki czekoladowe z mlekiem. Jadłam bardzo wolno myśląc o wszystkim i o niczym. Po pewnym czasie spojrzałam na zegarek. Była 7:43. No to właśnie zapewniłam sobie (przynajmniej) 20 minut spóźnienia na lekcje!

~*~

               Kreda w dłoni nauczyciela pokrywającego cyframi zieloną powierzchnię tablicy trzaskała niczym seria z karabinu maszynowego.- I co teraz należy zrobić? Nowak?Pomrugałam gwałtownie powiekami wyrwana z zamyślenia.- Ach tak… Śpisz jeszcze? – bardziej stwierdził niż zapytał – Może… Donarczyk?Nie byłam zaspana mimo tego, że nie spałam w nocy za długo. Byłam raczej pogrążona w rozmyśleniach. Byłam jednak wdzięczna matematykowi, że odpuścił. On chyba też chciał wakacji. Nawet nie wysilał się przy wymyślaniu zadań i uciszaniu nas. No ale został tylko tydzień do wakacji!
                Po ostatniej lekcji, którą była (o zgrozo!) fizyka, wszyscy skierowali się do szatni, żeby wyjąć  rzeczy pozostawione w  szafkach.
- Jeszcze tydzień i koniec! Koniec wczesnego wstawania, odrabiania prac domowych, stresu, wkuwania… - wykrzyknęła Wiktoria, moja najlepsza przyjaciółka od… od bardzo dawna - Tydzień, a...

- Tydzień, a dopiero potem wolne. Trzeba przetrwać jeszcze siedem dni! – dopowiedziałam za nią
- Ty jak zawsze pesymistka. – popatrzyła na mnie z udawaną surową miną.
- Nie pesymistka, a realistka. – odpowiedziałam na odczepnego, a ona tylko wzruszyła ramionami
                To nie był pesymizm. To był bardziej… Po prostu zły humor. Po raz pierwszy jechałam na obóz bez nikogo znajomego. Zwykle jechałam przynajmniej z kimś z równoległej klasy, ale nie tym razem. Miałam jechać gdzieś na Mazury, nad jezioro. Mieliśmy tam mieć mnóstwo czasu dla siebie. Haczykiem był zakaz wychodzenia bez opieki poza teren ośrodka (,który był całkiem spory i miał dużo ciekawego wyposażenia-przynajmniej tak zostało to przedstawione w broszurce i na stronie internetowej). Pewnie będą tam same dziwadła. A jeżeli nawet nie, to na pewno nie będzie nikogo z kim da się choć nieco bliżej poznać. I wszyscy będą się tam znali. Tylko ja zawsze sama.
                Po powrocie do domu rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na łóżku. Dzisiaj piątek, a ja nadal nie miałam żadnych planów. Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz.




-----------------------------------------------
"Najtrudniejszy pierwszy krok". Mam nadzieję...
Pierwszy rozdział najczęściej jest najprostszy, a dopiero później pojawiają się problemy z ciągnięciem dalszej historii. Ale nie w tym przypadku.
Koncepcję ogólnej historii mam, ale nie miałam bladego pojęcia jak mogę rozpocząć tą historię.
Mam nadzieję, że nie zrazisz się jakością tego rozdziału i będziesz czytać tego bloga dalej.
Szczerze mówiąc nie wiem co mogę jeszczę dodać poza "Dziękuję, że wogóle zajrzałeś na ten adres i przeczytałeś moje wypociny..." :))
Tiny Finger Point